Wymarzyła mi sie kiedys wielka, calkowicie spontaniczna wedrowka. Bez pospiechu, sztywnych dat, planow, poukladanego harmonogramu. Takie bardzo wolnosciowe, hedonistyczne czerpanie z zycia jak najwiecej i branie tego co najlepsze. Jazda pelna geba… Okreslilem to nawet dosyc gornolotnie jako Podroz Zycia. Nastepnie powstal delikatny zarys. Poczatek mial byc gdzies w Azji. Potem do przodu, zdecydowanie niskobudzetowo, z dala od lotnisk i utartych szlakow, stopem… Pomimo iz mialem juz na koncie kilka blizszych lub dalszych solowek i nauczylem sie czuc dobrze sam ze soba, to jednak w glowie narodzil sie taki troche socjologiczny projekt. Postanowilem odnalesc i zgarnac ekipe gdzies ze swiata internetu. W tym celu na obrosnietym juz niejako kultem travelbicie zarzucilem taki oto post:
